Ostre cięcia gazu dla europejskiego przemysłu
Napięta sytuacja związana z trwającą kolejne miesiące wojną na Ukrainie sprawia, że stabilność i bezpieczeństwo energetyczne europejskiego przemysłu – szczególnie niemieckiego – wciąż wiąże się ze sporą dozą niepewności.
W ostatnim czasie do Polski i Bułgarii, a więc państw, którym Rosja odcięła dostawy gazu, dołączyła Finlandia. Na ten moment te trzy państwa postanowiły nie odpowiadać pozytywnie na zarządzony przez Władimira Putina mechanizm płatności za gaz w rublach za pośrednictwem Gazprombanku. W przypadku naszego kraju było to o tyle łatwiejsze, gdyż kontrakt jamalski dobieg końca, a jednocześnie oddawane są do użytku kolejne interkonektory (z Litwą, a niedługo ze Słowacją). Oprócz tego zbliża się do końca budowa gazociągu Baltic Pipe oraz trwa rozbudowa gazoportu w Świnoujściu. Dodatkowym zabezpieczeniem jest fakt, że polskie magazyny gazu są wypełnione w ponad 90 proc., co stanowi wyjątek wśród państw UE (średnia unijna to 43 proc.)
Drugi biegun stanowi rosnąca grupa państw, które akceptują nowe formy płatności za rosyjski gaz. Dotyczy to nie tylko takich państw jak Węgry czy Słowacja, ale też największych unijnych gospodarek, tzn. Niemiec, Włoch i Francji. Pewnym ułatwieniem do stworzenia „furtek” było w tym przypadku nie do końca jednoznaczne stanowisko KE dotyczące płatności za importowane rosyjskie węglowodory. Sytuacja ta pozwoliła zachować np. Niemcom dostawy gazu z Rosji, Polsce dostawy z Niemiec, ale jednocześnie pozwala to Rosji na przyjmowanie płatności w swojej walucie. Dodatkowym efektem ubocznym stały się także pewne animozje pomiędzy krajami UE dotyczące wspomnianych płatności.
Trwająca od kilku miesięcy sytuacja bardzo mocno dotyka różne gałęzie przemysłu, co w połączeniu z obawą o zupełne odcięcie dostaw gazu z Rosji, powoduje rosnącą presję na zachodnioeuropejskie rządy ze strony środowisk biznesowych. Dla wielu firm nagłe i długotrwałe przerwanie dostaw gazu mogłoby oznaczać nie tylko dramatyczną walkę o przetrwanie, która już nie jest łatwa ze względu na wysokie koszty płacy i energii, ale wręcz doprowadzić do bankructwa. Dotyczy to choćby firm z sektora energetycznego, chemicznego czy hutniczego. Taka sytuacja mogłaby doprowadzić całą niemiecką gospodarkę do niespotykanego od dziesięcioleci kryzysu.
Pokłosie trwającego kryzysu gazowego stanowi pojawienie się dyskusji dotyczącej unijnych regulacji, chroniących dostawy w pierwszej kolejności do gospodarstw domowych. Pojawiają się bowiem głosy, jak choćby ze strony przedstawicieli przemysłu w Niemczech, że niedogrzane mieszkania przyniosą mniej negatywnych konsekwencji od upadających firm i rosnącego bezrobocia. Jednocześnie prowadzone są analizy, zarówno dla poszczególnych krajów, jak i dla całej UE, dotyczące kryteriów na podstawie których prowadzone byłoby ewentualne racjonowanie gazu. Trwające poszukiwania możliwych rozwiązań powodują rosnące obawy w wielu gałęziach przemysłu, zwłaszcza tych energochłonnych. Problemy mogłyby także dotknąć mocniej mniejsze firmy, które mogłyby napotkać problemu w zestawieniu z dużymi podmiotami.
Ewentualne racjonowanie gazu za naszą zachodnią granicą może wywołać wiele trudności także na polskim rynku. Wprawdzie Polska jest dość dobrze przygotowana pod względem zapasów i dywersyfikacji źródeł dostaw, to jednak będąc częścią UE prawdopodobnie nie uniknie problemów, a najgroźniejszym może być nie brak gazu, co wahania jego ceny.
Kluczowe dla uniezależnienia się od dostaw rosyjskiego gazu może być jednak nie tylko znalezienie rozwiązań, dzięki którym możliwa będzie dywersyfikacja dostaw poprzez powstanie odpowiedniej infrastruktury dla pozyskiwania paliwa z innych kierunków. Równie ważne będzie jednoczesne wdrożenie oszczędności energii, co może doprowadzić do zmniejszenia zapotrzebowania na surowce.